Co to właściwie jest produktywność?

3 min. czytania.

Lecimy z grubej rury. Postaram się przeanalizować co to określenie znaczy i rozbić je na mniejsze.

Kiedyś myślałem, że produktywność to robienie więcej. Zawsze miałem natłok spraw na głowie i zadań do zrobienia. Zastanawiałem się często skąd moi znajomi z pracy mają czas i siły na czytanie książek, artykułów które podsyłali czy poznawaniu nowych technologii. A gdzie czas na pasje, na hobby, na nic nierobienie? 🤷‍♂️

Zawsze miałem za mało czasu, za dużo do zrobienia ale płynąłem z prądem tracąc czas, m.in na myślenie skąd wziąć czas

Na początku myślałem, że dobrym pomysłem będzie zachęcenie się do pracy nad magisterką przez… oglądanie jednocześnie telewizji 😄 Multitasking wydawał się takim fajnym pomysłem, 2 rzeczy na raz, przyjemne z pożytecznym! Ostatecznie żadnej z nich nie robiłem nawet dostatecznie, ani nie napisałem nic rozsądnego ani nie skorzystałem z (wątpliwej) rozrywki. Już nie wierzę w multitasking (chociaż jest pewien wyjątek 😏).

Potem zainteresowałem się snem polifazowym i próbowałem dziwnego trybu spania w dwóch turach: 20-23 oraz 3-6. Nie wiem czy wytrzymałem tydzień. Czas od 23 do 3 był niezły i coś udawało mi się w nim zrobić. Rozbudzenie się w tej przerwie było kosztowne a ogólne zmęczenie nie różniło się od snu poniżej 6 godzin. Kombinowanie ze snem i urywanie godzin nie jest dobrym pomysłem. Nawet jeśli trochę czasu zyskałem, to byłem zbyt zmęczony żeby wykorzystać go rozsądnie.

Skoro produktywność to nie wyciśnięcie z dostępnego czasu jak najwięcej to co to właściwie jest?

Ano myślę, że jest to dokładnie towyciśnięcie jak najwięcej z dostępnego czasu! Cel był dobry, ale założenia i metody były złe.

Pochylmy się nad snem. Jeśli poświęcę na niego odpowiednio dużo czasu i będę wypoczęty, to będę miał więcej energii i będę pracował lepiej. Na pewno nie raz spotkaliście się z sytuacją, że wieczorem, będąc już zmęczonym, nie mogliście rozgryźć jakiegoś problemu, za to rano rozwiązanie przychodziło „z nikąd”. Jak jesteśmy wypoczęci to pomysły same pchają się żeby je wykorzystać. Spanie obniża też poziom kortyzolu, hormonu stresu, ale nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, więc tylko o tym wspomnę – w necie znajdziesz zapewne masę artykułów na ten temat jeśli chcesz go zgłębiać 🙂 W każdym razie spanie jest spoko i nie powinniśmy tego zaniedbywać. Mamy tutaj paradoks, bo śpiąc dłużej mamy mniej godzin do pracy. Ale często mniej, znaczy więcej.

Kolejną sprawą jest szukanie czasu. Jak to powiedział Henrik Kniberg, jeden z moich mentorów – czasu się nie znajduje, każdy z nas dostaje go dokładnie tyle samo i jeśli poczekamy godzinę, to dostaniemy kolejną, całkiem za darmo. Ale mimo, że czasu nie można znaleźć to można stracić dużo czasu na jego szukaniu. Właśnie tym jest zastanawianie się typu „co mam teraz zrobić”, „jak oni mają czas na hobby”, „jak skrócić maksymalnie sen” – stratą czasu. 

Mi pomogło poznanie techniki GTD – Getting Things Done, opisanej przez Davida Allena. Jedna z podstawowych zasad brzmi: nie zapamiętuj tylko zapisuj. Zapisuj wszystko. A potem porządkuj, opisuj, priorytetyzuj i… rób. Spisanie wszystkiego co mamy w głowie pozwala zrobić conajmniej 2 rzeczy:

  • zrzucić to z głowy i zmniejszyć stres związany z koniecznością pamiętania
  • spojrzeć na zadania jakie mamy do zrobienia i wybrać te, które powinniśmy zrobić.

Samo to pozwoliło mi przestać zastanawiać się „skąd wziąć czas na X” i przestawić się na „co powinienem teraz zrobić?”. Kompletny pivot myślenia, bardzo produktywny, a w dodatku dużo mniej stresogenny. A kończenie spraw, które do tej  pory tylko kołatały się w głowie jest bezcenne i strasznie motywuje żeby robić to częściej! 🙂 

Teraz jestem w momencie w którym chcę poświęcić jak najwięcej czasu na swoje pasje czy swoje osobiste projekty. Nie chcę robić jak najwięcej, chcę robić to na czym mi zależy, mieć czas na odpoczynek, na zadbanie o relacje, o zdrowie, rozwijać się w kierunkach niezwiązanych z moją pracą, jak design, minimalizm czy stolarstwo.

Mam małą przewagę, ponieważ pracuję 4 dni w tygodniu, na 4/5 etatu. Ale pozostałe 1/5 staram się wykorzystać na swoje własne projekty (m.in ten blog czy warsztaty z produktywności) więc powiedzmy, że nadal pracuję cały etat 😉 A mimo to czuję, że mam teraz dużo czasu wolnego który mogę poświęcić na odpoczynek, na rozwój, na pasje, a zadania cały czas znikają z mojej todolisty, chociaż ta nigdy nie chce się skończyć… Ale stosując odpowiednie techniki i mając motywację mogę dość szybko ogarniać konieczne sprawy i zapracowywać tym na czas dla siebie.

Wydaje mi się, że właśnie tym jest produktywność. Zapanowanie nad codziennymi zadaniami, wydajna praca bez zajechania się i stresu, oraz dużo czasu na, po prostu, życie.

Czy nie brzmi to jak wyciśnięcie maksimum z dostępnego czasu?

Dodaj komentarz